Z Chinon pomkneliśmy szybko w kierunku zamku opisywanego jako dopieszczany rękoma kolejnych właścicielek. I rzeczywiście jest niezwykle urokliwy, delikatny i jakby unoszący się na wodzie.
Bardzo miłym zaskoczeniem był mini- przewodnik po zamku w j. polskim- brawo! Jednak ilość turystów- pff. mocno nie do zniesienia.
Zwiedzanie zajęło nam oczywiście trochę więcej czasu niż przewidywaliśmy. Na noc mieliśmy zjechac do pary couch- surferów mieszkających na farmie na wsi. Brak nawigacji i szybko zapadający zmrok trochę utrudniał zadanie, ale poradziliśmy sobie ;) Kierowani przez instrukcje Regis' a, przedarliśmy się przez malowniczą francuską wieś ( gdzie pola rozciągają się po horyzont ;) i niewielkie miasteczko Genille, aby dotrzeć do domu Regisa i Sabrine. Zdjęcia pokazują wszystko.
Ta para, to chyba najfajniejsze co nam się przydarzyło podczas tej podróży :) przywitali nas bretońskimi naleśnikami ( przemilczeliśmy to, ile razy już jedliśmy naleśniki w ostatnim tygodniu :D) i całą możliwą serdecznością. Poszliśmy spać dopiero koło 1 i to tylko dlatego, że Regis musiał następnego dnia iśc do pracy. Mieszanka miejscowego cydru, piwa i żubrówki zapewniała odpowiednie warunki do integracji ;)