8:00
- Chyba powinniśmy jechać.
- Powiedz, że nastawiłaś ten budzik.
- Oczywiście, że tak. Kazałeś wyłączyć, kiedy zadzwonił.
11:.30
Zachciało się nam stanąć na chwilkę. To znaczy mi się zachciało, niech już będzie. W lesie na przecince.
- Dlaczego tu się tak na środku zatrzymałeś, podjedź trochę dalej.
- Nie mogę zapalić.
- Jak to nie możesz zapalić?!
Samochód zgasł i już. Po prostu odmówił dalszego wiezienia na gdziekolwiek. Pierwsza myśl- akumulator. Druga myśl- Polak potrafi- rozpalimy z rozpędu. Niestety- nic z tego. Samochód zgasł i już. Na amen. Ugrzęzliśmy pośrodku lasu ( długo próbowaliśmy z rozpędu), nie wiedząc nawet do koca gdzie jesteśmy. Wszelkie propozycje rozwiązania tej idiotycznej sytuacji nie miały większych szans powodzenia. Iść do najbliższej wsi? Na horyzoncie nic nie widać, a z resztą- kto nam tam pomoże? Stać z trójkątem i próbować kogoś zatrzymać? Można spróbować, ale wyglądamy jak autostopowicze i nie zbudzamy zaufania… Zrezygnowaniu próbowaliśmy wywołać pomoc przez CB, kiedy jakiś samochód zjechał- stary i zardzewiały-ale w tym momencie byliśmy skłonni prosić o pomoc każdego.
Zwątpienie w tej kwestii dopadło nas chwilę potem, kiedy z tego auta wysiadły dwie „piękne” Panie i łamaną polsko- ruszczyną zapytały czy w czymś nam pomóc. Szybka wymiana spojrzeń. Tak- naprawdę potrzebujemy pomocy. Właściciel samochodu i zapewne bezpośredni „przełożony” tych pięknych dam, żywo się zainteresował naszym problemem. Za pomocną nieznanych mi magicznych sztuczek, w które z pewnością był zaangażowany klucz 10’, jego akumulator i jakieś druty odpalił nasz silnik.
Postanowiliśmy oczywiście zrobić następną próbę odpalenia silnika w jakimś bardziej cywilizowany miejscu i na stacji paliw w miejscowości o pięknej nazwie Wieluń, tym właśnie sposobem, stanęliśmy na dobre. Szczęśliwym trafem, akurat w tym miejscu zdarzył się sklep z akumulatorami. Nabywszy jeden drogą kupna, źli trochę na stratę prawie godziny potrzebnej do dalszej jazd, szykujemy się do odjazdu, kiedy miły Pan sprzedawca oferuje nam pomiar ładowania akumulatora. Dla niewtajemniczonych- coś jakby- czy Wam ładowarka ładuje baterie w telefonie, a nie tylko zapala lampkę.
Oczywiście, bo jakże by mogło być inaczej, okazało się, że nie ładuje. Nie ładuje, a to oznacza, że nie dojedziemy nigdzie, nawet z powrotem do Warszawy, nawet do najbliższego warsztatu- nigdzie. Na pytanie jak to się mogło stać? Brak odpowiedzi. W całym Wieluniu kilka warsztatów i nawet jeden auto- elektryk, ale niestety części brak absolutny. Zaczyna padać. Decyzja- dzwonimy po Assistance.
Widok własnego samochodu na lawecie- nie polecam. W każdym razie zwieźli nas po długich pertraktacjach z ubezpieczycielem, do salonu Fiata, gdzie obiecano na dzień następny, co najwyżej do godziny 13, mieć nasz samochodzik zrobiony, całkiem jak nowy. Okropnie źli i wściekli na zaistniałą sytuację, zastanawiając się nad sensem kontynuowania podróży, znaleźliśmy sobie niedrogie spanie w centrum Sieradza. Kto z Was wie, gdzie leży Sieradz?